Obama i nasze nadzieje
Jerzy Haszczyński
03-06-2014
Rosja wraca do strefy
mroku. Ameryka musi znowu stanąć
na czele zagrożonego Zachodu.
Trudno o bardziej symboliczny moment na wizytę prezydenta USA w Polsce. Barack Obama przyjeżdża
świętować ćwierćwiecze
obalenia komunizmu, pożegnania z moskiewską
dominacją i zimną wojną.Świętowaniu
towarzyszy jednak nowy lęk o przyszłość regionu.
Polska i inne kraje Europy
Środkowo-Wschodniej tylko
jednego mogą być pewne: że nie odrodzi
się komunizm. Pożegnanie z moskiewską
dominacją i zimną wojną mogło być jednak chwilowe. To właśnie mówi Władimir Putin, rozpętując
wojnę na Ukrainie.
Dlatego przed Obamą stoi zadanie, które może przesądzić o ocenie jego prezydentury.
Ma szansę, tu w Warszawie, przedstawić wizję obrony naszego zachodniego świata przed łamiącą zasady, wracającą do mrocznej przeszłości Rosją.
A potem tę wizję wprowadzać w życie.
Nasz region potrzebuje potwierdzenia, że armie USA
i NATO będą takie jak w czasie zimnej
wojny, gdy cały Zachód czuł się zagrożony. I gdy sojusznicy poważnie traktowali zobowiązania wynikające
z 5. artykułu nakazującego solidarną obronę.
Teraz my jesteśmy zagrożonym Zachodem. Bez zaangażowanej Ameryki te lęki
nie znikną. Czy to nie naiwne
oczekiwania? Przecież Polska przeżyła już ze strony
Ameryki miłosny zawód. Była wiernym sojusznikiem w Iraku
i Afganistanie; w walce
z islamskim terroryzmem była tak oddana,
że pozwoliła CIA łamać polskie prawo. A co dostała w zamian? Niewiele. Offset jest szczątkowy, wizy wciąż obowiązkowe.
Zawód sprawił też
sam Obama. I to w kwestii naszego bezpieczeństwa. Najpierw, 17 września 2009
r., w rocznicę radziecko-niemieckiego
rozbioru Polski, wysłał na śmietnik projekt tarczy antyrakietowej, później obiecywał prezydentowi Rosji kolejne ustępstwa w sprawie tarczy w Europie.
Rosyjska agresja na Ukrainie zmieniła
jednak USA i samego Obamę, który mniej się
dziś boi geopolitycznego starcia niż zachodni Europejczycy. Może i Obama niewiele dbał o nasze bezpieczeństwo, ale europejscy
sojusznicy dbają mniej. Szczególnie Niemcy dają dowody, że ważniejsze jest dla nich samopoczucie Putina niż los sąsiadów.
Ameryka ma znowu ważną rolę do odegrania w regionie. Prezydent USA musi przewodzić Zachodowi.