USA bez budżetu z groźbą bankructwa
Stany Zablokowane
Cezary Kowanda
Na razie Amerykanie nie mają budżetu, a
niedługo mogą nie mieć pieniędzy na spłatę swoich
długów. Światowe supermocarstwo okazuje się państwem
niezdolnym do zarządzania samym sobą. Nie o taką Amerykę
chodziło jej twórcom.
Ojcowie Założyciele nie chcieli, żeby
nowy, demokratyczny kraj przerodził się kiedyś w dyktaturę.
Stworzyli skomplikowany system wzajemnej kontroli różnych instytucji,
zwany mechanizmem „hamulców i równowagi”. Jego celem nie było
sparaliżowanie kraju, ale Ojcowie Założyciele nie przewidzieli,
że ich potomkowie mogą kiedyś okazać się niezdolni do
kompromisu. Polaryzacja amerykańskiej sceny politycznej doprowadziła
do sytuacji, w której nawet drastyczne konsekwencje nie skłaniają do
ustępstw. Kryzys budżetowy, który obserwujemy teraz w Stanach
Zjednoczonych, jest tak naprawdę kryzysem politycznym, a pracownicy
instytucji federalnych stali się zakładnikami walki części
Partii Republikańskiej z prezydentem Obamą.
Stawką tej walki jest reforma systemu opieki
zdrowotnej, uważana przez Obamę za najważniejsze
osiągnięcie jego prezydentury, a przez konserwatystów za zamach na
wolność obywateli. Obama ma za sobą Senat oraz fakt, że rok
temu wygrał wybory prezydenckie, które Republikanie uczynili w dużej
mierze referendum nad reformą zdrowotną. Jednak przeciwnicy
prezydenta nie chcą pogodzić się ze swoją
porażką. To oni nadal kontrolują Izbę Reprezentantów, a w
amerykańskim systemie „hamulców i równowagi” obie izby parlamentu są
równie ważne i obie muszą poprzeć projekt ustawy, aby stał
się obowiązującym prawem.
Na razie pierwszą ofiarą tej wojny okazał
się budżet na kolejny rok. Trzeba zamknąć wiele instytucji
i wysłać aż 800 tys. Amerykanów na bezpłatny urlop. Jednak
to wcale nie koniec problemów najpotężniejszej gospodarki świata.
Już w połowie października zadłużenie kraju
osiągnie dopuszczalny przez prawo poziom. Jeśli nie zostanie on
podniesiony zgodnie przez obie izby Kongresu, Stany Zjednoczone przestaną
obsługiwać swoje zadłużenie, czyli formalnie
zbankrutują. Konsekwencje tego wydarzenia są tak naprawdę
nieznane. Nie wiadomo, jak zareagują światowe giełdy, co stanie
się z dolarem, kto zechce kupić amerykańskie obligacje.
Gra, którą prowadzi radykalne skrzydło
Republikanów, często określane mianem „Tea Party”, staje się
coraz bardziej niebezpieczniejsza. Gdyby Stany Zjednoczone były
małą gospodarką, tamtejsi politycy szkodziliby swoją
nieumiejętnością kompromisu przede wszystkim sobie. Niestety,
blokada ze strony części Republikanów może mieć skutki dla
nas wszystkich, bo wolniejszy rozwój Stanów Zjednoczonych z powodu
paraliżu przełoży się na gorszą koniunkturę
także w innych częściach świata. Kłopoty Ameryki
szybko wywołują strach u inwestorów, a to prosta droga do ich
ucieczki z państw wciąż na dorobku, jak choćby Polska. To
dlatego i my musimy z niepokojem śledzić to, co w najbliższych
dniach będzie działo się w Waszyngtonie. I mieć
nadzieję, że w końcu zwycięży rozsądek, a nie
polityczne zacietrzewienie.