Korea Płn. grozi atakiem na
USA
Korea Płn. postawiła swoją armię w stan gotowości bojowej. Następnym korkiem ma być atak na Koreę Płd., amerykańskie bazy na Oceanie Spokojnym i kontynentalne stany USA.
Jędrzej Winiecki
Wystarczy, że do koreańskich wybrzeży zbliżą się amerykańskie samoloty, by artyleria zamieniła Seul w morze ognia, a rakiety pomknęły w stronę Ameryki. Analitycy wojskowi przyznają, że cele na całym Południu, a także w Japonii są w północnokoreańskim zasięgu. Za to ostrzał terytorium USA nie wchodzi w grę, chyba że rakiety zostałby odpalone z okrętów.
Zapowiedzi rychłej wojny słychać już od kilku tygodni. Poprzedziło je udane wyniesienie satelity na orbitę i kolejna próba nuklearna, wzmocniły wspólne ćwiczenia wojskowe Południa i USA. Ale im bardziej reżim się zacietrzewia, tym bardziej groteskowe robi wrażenie. Czy można tę tromtadrację brać serio? Niestety trzeba, przede wszystkim ze względu na rozmiary arsenału Północy. A także nieprzewidywalność jej przywódców, mimo że dość łatwo przewidzieć, jaki rezultat przeniosłaby wojna, w której najmniej do zyskania miałby reżim w Pjongjangu. Dlatego nadal można z powodzeniem zakładać, że obecny kryzys skończy się na retoryce i po prostu rozejdzie się po kościach.
Co wcale nie oznacza, że problem Korei ustaje. Wręcz przeciwnie, zwłaszcza że nowy przywódca nie okazał się gołąbkiem pokoju, a w najbliższych latach Północ powinna usprawnić też swoje technologie rakietowe na tyle, by razić cele w USA. Coraz sceptyczniej na towarzyszy z Pjongjangu patrzą także towarzysze chińscy, główni sponsorzy - choć popierają sankcje wymierzone w Koreę, to nie wykazują zbytniej energii we wprowadzaniu ich w życie.
Problem i w tym, że Korea Płn. przechodzi poważne zmiany. Kraj się coraz bardziej otwiera, nie ma innego wyjścia. W czasach powszechnego Internetu, dostępnego dla nielicznych także w Korei, nie da się zbudować skutecznej tamy przed globalizacją. Ta stępi ostrze propagandy i sprawi, że będzie się znacznie trudniej rządzić. Obecny kryzys – oprócz odstraszania potencjalnych agresorów – służy także mobilizowaniu społeczeństwa, wychowanemu na załogę oblężonej twierdzy. A nic tak nie dyscyplinuje, jak potężny wróg, który od kilkudziesięciu lat jest ten sam. Dlatego reżim musi stopniować napięcie, by wróg się nie opatrzył.
Jędrzej Winiecki: Dziennikarz działu zagranicznego „Polityki”. Pisze o polityce i społeczeństwach Europy, Azji i Afryki. A od czasu do czasu o życiu ptaków.