Koniec pojednania. Dlaczego Turcy strzelają do Kurdów?

 

Maciej Nowicki:

 

27-07-2015

 

Maciej Nowicki

 

Prezydent Turcji Recep Erdogan jest gotów rozlewać krew, aby tylko zdobyć głosy i większość w parlamencie.

 

Turcja od samego początku biernie przyglądała się postępom terrorystów z ISIS czy Al Kaidy w Syrii, tak jakby zawarła z nimi nieformalny pakt o nieagresji. Teraz zezwoliła Amerykanom na korzystanie ze swoich baz lotniczych - o co Waszyngton bezskutecznie prosił od lat. I na dodatek sama zaatakowała ISIS. To zmiana o 180 stopni w tureckiej polityce.

 

Czyżby Erdogan nagle doszedł do wniosku, że dżihad stanowi wielkie zagrożenie dla jego kraju? Prawda jest chyba inna. Turcja rozpoczęła jednocześnie ofensywę ofensywę - przeciwko Kurdom. To swego rodzaju handel wymienny - dołączyła do Amerykanów w wojnie z dżihadem. Po to, aby Amerykanie nie przeszkadzali Turcji w jej własnej wojnie.

 

To Erdogan rozpoczął kurdyjsko-tureckie pojednanie ponad 10 lat temu. Ale ostatnio jego rezultaty obróciły się przeciwko prezydentowi Turcji - dlatego postanowił je zakończyć. Prokurdyjska partia HDP zdobyła w wyborach z 7 czerwca ponad 13 proc. głosów. W rezultacie AKP Erdogana straciła absolutną większość i do dzisiaj nie udało jej się sformować rządu. Erdogan chce odzyskać wszechwładzę, którą wtedy utracił.

 

Scenariusz jest następujący - antykurdyjskie nastroje narastają w Turcji, łączona z Kurdami HDP nie wchodzi do parlamentu, a AKP bezapelacyjnie wygrywa w przedterminowych wyborach.

 

Jeszcze niedawno Erdogan chciał dyktować politykę w całym regionie, czyniąc z Turcji dziedzica Imperium Ottomańskiego w prostej linii - lokalnego hegemona. Dziś jego ambicje inne. Gotów jest rozlewać krew, aby zdobyć głosy.