Podajmy sobie prawice
Tomasz Lis
Partia Republikańska w USA i największa partia
prawicowa w Polsce mniej więcej w tym samym czasie stały się
zakładnikami ideologicznych ekstremistów.
Kto marzył, żeby Polska była jak Ameryka,
ma, czego chciał. No może nie cała Polska jest jak USA, ale
polska polityka jest niemal jak amerykańska. Od czegoś trzeba
przecież zacząć.
Podobieństwo dotyczy głównie skali degeneracji.
Partyjniactwo, demagogia, populizm, zero woli zawarcia jakiegokolwiek
kompromisu, najcięższe wzajemne oskarżenia, nienawiść.
Owszem, nasza administracja państwowa, w przeciwieństwie do
amerykańskiej, nie została zamknięta. Być może jednak
wynika to tylko z tego, że – jak od lat przekonuje PiS – państwo
już nie istnieje, a przynajmniej nie działa. Jak można sparaliżować
coś, co już nie działa?
Smoleńsk sprawił, że najbardziej brutalne
i chamskie oskarżenia pod adresem naszego prezydenta i premiera
znalazły się w prawicowym mainstreamie, uzyskując stempel samego
Polskęzbawa.
Podobieństwa amerykańskiej i polskiej polityki
dotyczą zwłaszcza głównych partii prawicowych. W Ameryce partia
Lincolna i Reagana stała się partią prowincjonalnych bigotów,
nienawidzących liberalnego wroga, czarnego prezydenta, feminizmu, gejów i
aborcji. W Polsce partia, która miała być naszą odmianą
CDU, stała się oazą smoleńskiej sekty, ręka w
rękę idącą nie z tradycją chadecką, ale
najbardziej czarnosecinną odmianą tradycji endeckiej.
Partia Republikańska w USA i największa partia
prawicowa w Polsce mniej więcej w tym samym czasie stały się
zakładnikami ideologicznych ekstremistów i radykałów. W Ameryce –
dziwaków z Partii Herbacianej, u nas – totumfackich ojca dyrektora. Nad tym
radykalnym żywiołem liderzy republikanów nie próbowali nawet
zapanować. U nas dla odmiany Jarosław Kaczyński podjął
w tym kierunku wielki wysiłek. Efekt? Republikańskie przywództwo
zostało niemal unicestwione. Przywództwo PiS zaś samo w
skrajność popadło.
Smoleńsk sprawił, że najbardziej brutalne
i chamskie oskarżenia pod adresem naszego prezydenta i premiera
znalazły się w prawicowym mainstreamie, uzyskując stempel samego
Polskęzbawa. Ameryka Smoleńska nie miała, poza tym poczucie
smaku nie wyparowało z niej do końca, więc najważniejsi
republikanie nie pozwalają sobie na ordynarne ataki pod adresem prezydenta
Obamy. Ale już na prawej flance Partii Republikańskiej nikt hamulców
nie ma. I tak jak u nas Komorowski i Tusk nazywani są zdrajcami, tak w
Ameryce mówi się, że Barack Hussein Obama (z naciskiem na Hussein)
jest anty-Amerykaninem i wysłannikiem szatana.
Oddanie się Partii Republikańskiej oraz PiS w
jasyr radykałom znajduje wyraz w całkiem podobnych
polityczno-medialnych sojuszach. W USA to sojusz herbaciarzy i populistów z
prawicowymi mediami z Fox News na czele. U nas to sojusz Rydzyka i
związanych z nim polityków ze służącymi partii i prezesowi
prawicowymi mediami. Tak jak Partia Republikańska jest zakładnikiem
prawicowego medialnego ekstremizmu, tak PiS jest zakładnikiem ekstremizmu
„niepokornego”. Prawicowe media nie tylko basują Kaczyńskiemu.
Często narzucają mu i wątki, i ton.
Prawicowy radykalizm w obu krajach ma podobny cel:
delegitymizacja władzy. U nas – prezydenta, premiera, partii
rządzącej i rządu. W USA – prezydenta, Senatu, w którym
większość mają demokraci, oraz „zbyt liberalnego” Sądu
Najwyższego. W wypadku obu krajów skrajna prawica uważa, że
władza, która nie należy do nas, nie ma legitymacji, trzeba ją
więc zdeptać i zniszczyć. Celem jest, jak w odniesieniu do USA
napisał w „New York Timesie” Thomas Friedman, uchylenie rządów
większości.
Zabawne, że radykalna prawica, mimo oceanicznego
dystansu, posługuje się nawet tym samym językiem. I tu, i tam
mówi po prostu, że ma rację, a władza jest nie tylko pozbawiona
demokratycznego mandatu, lecz także dyktatorska. I tu, i tam wymaga to
pewnego polityczno-emocjonalnego zabiegu – aksjologicznego zanegowania
wszystkich wyborczych rozstrzygnięć, które nie są po myśli
radykałów. Herbaciarze nie przyjmują więc do wiadomości,
że Obama dwa razy wygrał wybory, że demokraci wygrali wybory do
Senatu, że Obamacare (reforma służby zdrowia) została
przyklepana przez Kongres i Sąd Najwyższy. Nie podoba nam się,
więc sparaliżujemy państwo, by nie weszła w życie. PiS
z kolei nie przyjmuje do wiadomości, że przegrało wybory
prezydenckie, parlamentarne, samorządowe i europejskie. Skoro nie
rządzimy my, to ci, którzy rządzą, nie mają demokratycznego
mandatu do sprawowania władzy. Proste?
Skąd ta prawicowa radykalizacja i ideologizacja?
Dlaczego w takim stopniu występuje i w Ameryce, i w Polsce? Akurat w tych
krajach ogromną rolę w życiu publicznym odgrywa religia. I nie
ma tu większego znaczenia fakt, że – w przeciwieństwie do
Polaków – większość Amerykanów to protestanci. Z ojczyzną
na ustach i Biblią w dłoni purytanin-herbaciarz jest bardzo podobny
do rydzykowatego Polaka-katolika.
Jeden element jest w tym wszystkim pocieszający:
amerykański protestantyzm się nie zmienia, a katolicyzm – owszem. Tu
można by zacząć rozważania o możliwym wpływie
papieża Franciszka nie tylko na polski Kościół, lecz także
na polską politykę. Ale to już zupełnie inna historia.