Amerykański sennik.
Samobójstwo Donalda Trumpa
Mariusz Zawadzki
"Bullshit
jest wszędzie" - takie było pożegnalne przesłanie
nieodżałowanego Jona Stewarta, który w tym tygodniu abdykował z
autorskiego programu polityczno-rozrywkowego "The Daily Show".
Święte słowa, chciałoby się powiedzieć,
oglądając w czwartek wieczorem pierwszą debatę
republikańskich kandydatów na prezydenta USA na antenie Fox News.
Owa prawicowa
telewizja była niewyczerpaną pożywką dla żartów
Stewarta i Stephena Colberta, jego najzdolniejszego ucznia, który od kilku lat
miał własny program satyryczny ("The Colbert Report") i
moim zdaniem przerósł mistrza, ale również abdykował w grudniu
ubiegłego roku. Nagłe i niemal równoczesne odejście obydwu
wywołało wśród fanów - w tym u niżej podpisanego - poczucie
pustki, bezsensu i nostalgicznej zadumy nad przemijaniem. Teraz został nam
jedynie John Oliver, inny uczeń Stewarta, który również
wyemancypował się i zaczął prowadzić własny
program, ale nadają go tylko raz w tygodniu, więc już nigdy nie
będzie tak samo.
Wracając wszakże do meritum, czyli
do debaty republikańskich kandydatów na prezydenta, dla smakoszy bullshitu
była ona wielką ucztą. Może nawet należałoby
powiedzieć: wyuzdaną orgią. W roli głównej
wystąpił miliarder Donald Trump, który po raz kolejny dobitnie
potwierdził, że jest wyjątkowym chamem i prostakiem - co nie
przeszkodziło mu w objęciu i utrzymywaniu od kilku tygodni
prowadzenia w sondażach (popiera go już co czwarty prawicowy amerykański
wyborca).
Owo osobliwe zjawisko socjologiczne potwierdza
ponurą hipotezę, że miliardy dolarów nawet największego
buraka zamieniają w czarującego księcia, przynajmniej w Ameryce,
gdzie ludzie szczególnie cenią ludzi sukcesu (sami bowiem
pożądają sukcesu i bardziej niż w innych krajach
wierzą, że mogą go osiągnąć).
Punktem
kulminacyjnym debaty było pytanie, które zadała dziennikarka Megyn
Kelly. - Czy godzi się, żeby kandydat na prezydenta publicznie
mówił o konkretnych kobietach pogardliwie, np. nazywał je
"grubymi świniami"? - zaatakowała Trumpa. W odpowiedzi
usłyszała, że "nie ma czasu na polityczną
poprawność". Miliarder najwyraźniej pomylił
polityczną poprawność z elementarnymi zasadami dobrego
wychowania. Jednak jeśli zaniedbać ten drobny szczegół, to
riposta była zręczna, gdyż potwierdziła atut Trumpa - w
publicznych wystąpieniach kreuje się on na człowieka, który
zawsze mówi bez ogródek, a nie owija w bawełnę jak zawodowi politycy.
Co prawicowi wyborcy zresztą uwielbiają, bo nienawidzą politycznej
poprawności.
Odpowiedź
Trumpa wywołała żarliwą debatę w internecie i innych
mediach, co niektórzy komentatorzy uznali za dowód na miałkość,
a nawet całkowity upadek Partii Republikańskiej. Jeśli bowiem po
debacie, która ma wyłonić kandydata na przywódcę
najpotężniejszego kraju świata, najbardziej dyskutuje się o
dopuszczalnych formach zwracania się do kobiet, to rzeczywiście nie
jest dobrze.
Takie komentarze są jednak
niesprawiedliwe, bo Trump mógł się przytrafić również
Partii Demokratycznej. Jeszcze kilka lat temu popierał prawo do aborcji.
Podczas debaty chwalił np. kanadyjską służbę zdrowia,
którą amerykańscy konserwatyści gardzą, ponieważ
zapewnia opiekę zdrowotną wszystkim, nawet najbiedniejszym.
Najwyraźniej Trump nie ma żadnych konkretnych poglądów, a
został kandydatem Republikanów tylko dlatego, że na nominację
Demokratów nie miałby szans (faworytką jest Hillary Clinton).
Raczej coś jest nie w porządku z całą amerykańską demokracją, skoro chamstwo i prostactwo odnoszą w niej takie sukcesy. Pocieszeniem jest wszakże to, że gwiazda Trumpa chyba właśnie eksploduje. Wprawdzie w czasie debaty radził sobie nieźle, tzn. odpowiadał arogancko i bezczelnie, ale z łajdackim urokiem, który - okraszony miliardami dolarów - wydaje się prawicowym wyborcom atrakcyjny, jednak po debacie nie wytrzymał psychicznie i popełnił polityczne samobójstwo. Najpierw mściwie na swoim Twitterze zacytował kogoś, kto Megyn Kelly przezwał "bimbo" (słodka idiotka). Potem zaś sugerował, że agresywne pytania dziennikarki wynikały z tego, że miała okres ("Krew uchodziła jej oczami i czymś tam innym też"). W sobotę forum konserwatystów w Atlancie anulowało zaproszenie dla Trumpa, a na prawicy pojawiły się głosy, że jest niegodny stanowiska, o które się ubiega. Są rzeczy, które nie przystoją nawet miliarderom.