Jak Donald Trump zaprzepaścił szanse na prezydenturę USA

 

Mariusz Zawadzki

 

W Ameryce można sobie pozwolić na wiele, ale są dwie świętości, których kalać nie wolno, to znaczy Bóg i weterani wojenni

 

Przypadek Donalda Trumpa, czyli miliardera i błazna, który zapragnął zostać prezydentem USA, jest kolejnym argumentem na potwierdzenie smutnej tezy, że bezczelność i chamstwo - często bez dodatku talentu, pracowitości czy uczciwości - wystarczą, żeby odnieść w życiu tzw. sukces. Szczególnie jeśli ma się ułatwiony start.

 

Donald urodził się w bogatej rodzinie, ale trzeba mu przyznać, że majątek ojca - liczony zaledwie w dziesiątkach milionów dolarów - zdecydowanie pomnożył. Nawet jeśli jego przechwałki, że ma 10 mld dol., są przesadzone, to jednak z pewnością ma kilka miliardów. Dlatego można, a nawet niestety trzeba, nazywać go człowiekiem sukcesu. Nie tylko zresztą sukcesu finansowego - od dziesięciu lat jest gwiazdorem w telewizji, ma swoje programy i wybory Miss Ameryki.

 

Ostatnio postanowił sprawdzić się w wielkiej polityce, tzn. ogłosił, że chce zostać kandydatem Republikanów w wyborach prezydenckich. Potrzebował zaledwie kilku tygodni, żeby wyprzedzić wszystkich innych prawicowych pretendentów, w tym Jeba Busha, i wskoczyć na pierwsze miejsce w sondażach. Konserwatywnym wyborcom najwyraźniej spodobały się wybujała osobowość i przebojowość Donalda, a także jego niedawne deklaracje, że nielegalni imigranci przekradający się z Meksyku to "gwałciciele i mordercy", że na granicy należy wybudować wysoki mur itp.

 

Co bardziej rozsądni republikańscy politycy załamywali ręce, bo antyimigrancka retoryka Trumpa pogrąża partię, która przegrała ostatnie wybory prezydenckie m.in. z tego powodu, że Latynosi poparli Baracka Obamę. - To, co on robi, jest bardzo szkodliwe, jedynie nakręca świrów - stwierdził senator John McCain, czym ściągnął na siebie gniew Donalda. Na publicznym spotkaniu Trump ogłosił, że "McCain nie jest bohaterem wojennym" - a trzeba tutaj przypomnieć, że McCain walczył w Wietnamie i pięć lat spędził w niewoli, gdzie był nawet torturowany. - Został bohaterem wojennym, bo go złapali. Wolę tych, którzy nie dali się złapać - wyjaśniał Trump, który za młodu wymigał się od służby w Wietnamie, powołując się na uraz stopy (ale dziś nie pamięta której, prawej czy lewej).

 

I zdaje się, że przebrał miarkę. W Ameryce można sobie pozwolić na wiele, ale są dwie świętości, których kalać nie wolno, tzn. Bóg i weterani wojenni. - Udowodnił, że jest mentalnie niezdolny do bycia prezydentem i powinien natychmiast wycofać swoją kandydaturę - stwierdził były gubernator Teksasu Rick Perry. Do podobnego wniosku dojdzie niechybnie wielu dotychczasowych zwolenników Donalda i zapewne jest to początek końca jego kariery politycznej.

 

Tak na marginesie - Trump poruszył ciekawy problem: czy można być bohaterem na głupiej bądź niesprawiedliwej wojnie? Najwyraźniej odpowiedź brzmi: można, ale pod warunkiem że nie osiągnęło się sukcesów na froncie. McCain w Wietnamie był ofiarą, więc chodzi w glorii. Chris Kyle, który w Iraku zabił ponad setkę ludzi i o którym Clint Eastwood nakręcił głośny film "American Sniper", wywołuje mieszane uczucia - nawet w Ameryce.