Rosyjska propaganda po decyzji UE: Europejskie sankcje wprowadził Waszyngton

 

Wacław Radziwinowicz

 

Unijne sankcje nałożone na Moskwę "za Ukrainę" będą obowiązywać co najmniej do końca stycznia. Kreml widzi w tym długą rękę Amerykanów dążących do zniszczenia "Rosji jako państwa".

 

Bankom, firmom naftowym i zbrojeniowym Rosji wciąż będzie doskwierać brak dostępu do kredytów zachodnich. Nadal będą obowiązywać ograniczenia dostępu do nowoczesnych technologii.

 

Moskwa zapowiada, że szybko odpowie na decyzję ministrów spraw zagranicznych UE. Pewne jest, że przedłuży swoje embargo na żywność z Zachodu.

 

Od dawna było już oczywiste, że ministrowie spraw zagranicznych państw UE bez dyskusji i jednogłośnie przedłużą jeszcze o sześć miesięcy restrykcje wprowadzone na rok w sierpniu 2014.

 

Moskwa bardzo wiele zrobiła, by wzmocnić chwiejną momentami solidarność Europejczyków. W Doniecku trwają prowokacje zbrojne, granica rosyjsko-ukraińska na odcinku kontrolowanym przez rosyjskich rebeliantów jest wciąż szeroko otwarta dla dostaw przerzutu wojsk, zaopatrzenia, broni z Rosji. O porozumieniu Kijowa z buntownikami z Donbasu nie ma mowy, bo to, czego domagają się ci ostatni, prowadzi wprost do demontażu państwa ukraińskiego.

 

Nie wiem, czy unijni ministrowie spraw zagranicznych zdążyli wczoraj rano przed swoim spotkaniem zapoznać się z wywiadem, którego dziennikowi "Kommiersant" udzielił sekretarz kremlowskiej Rady Bezpieczeństwa Nikołaj Patruszew, ważny członek kilkuosobowego, złożonego z jastrzębi putinowskiego "biura politycznego".

 

Gdyby zdążyli go przeczytać, pewnie uznaliby, że należy podyskutować nie o tym, czy przedłużać stare sankcje, ale o tym, jak je zaostrzyć.

 

Były szef FSB (Łubiankę Patruszew przejął wprost od odchodzącego najpierw na stołek premierski, a potem - prezydencki Władimira Putina) pytany, czy Rosja może zatrzymać potok swych obywateli idących walczyć za Donbas, odpowiada, że w żadnym wypadku. Ludzie bowiem chwytają za broń z porywu serca, chęci obrony rodaków, przeciwstawienia się złu. A porażony czystością moralną były szef rosyjskich służb specjalnych zapomina o paragrafie kodeksu karnego przewidującym kary za służbę w obcych formacjach militarnych.

 

Według rozmówcy "Kommiersanta", który jako dyrektor FSB dowodził wojskami pogranicznymi, nie może być mowy o zamknięciu granicy z Ukrainą. Bo dzięki temu, że jest ona otwarta, a nie oddana pod kontrolę Ukraińców, Moskwie udaje się utrzymać przy życiu samozwańcze republiki w Doniecku i Ługańsku. Należy więc rozumieć, że pępowina, dzięki której Kreml podtrzymuje wojnę, nie będzie przecięta.

 

A winni oczywiście Amerykanie. Bo to za ich sprawą Donbas stoi w ogniu, Europejczycy wprowadzają sankcje, które im samym szkodzą bardziej niż Rosjanom.

 

Przy pytaniach o rolę Stanów Zjednoczonych sekretarz Rady Bezpieczeństwa rozwinął skrzydła: "To USA inicjatorami konfliktu na Ukrainie" - zakomunikował, dodając, że Amerykanie "prowadzą na krótkiej smyczy kraje Unii Europejskiej, którym częstokroć bez uwzględnienia ich opinii i interesów narzucają antyrosyjskie sankcje i postawy".

 

Bo tak naprawdę Waszyngton stawia sobie cel większy niż Ukraina: "USA bardzo chciałyby, aby Rosji w ogóle nie było. Jako kraju. Dlatego że dysponujemy ogromnymi bogactwami. A Amerykanie uważają, że rozporządzamy tymi bogactwami bezprawnie i niezasłużenie. Ich zdaniem nie korzystamy z tych bogactw tak, jak powinniśmy" - zdemaskował intencje wrogów Patruszew.

 

Tak opakowana wieść o przedłużeniu sankcji jest dla Rosjan bardziej strawna. Odpędza myśl o tym, że żyć przyjdzie gorzej, a napełnia serca dumą, że przeciw ojczyźnie występują nie "mięczaki" z Europy, ale manipulujący nimi jedyny godny Rosji przeciwnik.

 

W jakiekolwiek słowa by to, co się stało, ubierać, jasne jest, że Moskwa pozostaje w centrum - jak tu określają - "totalnego sztormu", na który składa się atak wszystkich żywiołów ekonomicznych: sankcji, recesji, krachu przestarzałych metod gospodarowania, spadku cen ropy i gazu.

 

A także moralnego kryzysu społeczeństwa. Bo państwo próbuje - i robi to skutecznie - przesłonić oczy obywatelom, krzewiąc nienawiść do wyimaginowanych wrogów.

 

Pod patronatem ministerstwa obrony otwiera się zaś firmowy sklep Armia Rosji. Będą tu sprzedawane plastikowe "zielone ludziki". Jest wśród nich figurka "człowieczka" z wyrzutnią rakiet przeciwlotniczych stojąca obok szczątków zestrzelonego samolotu. Nazywa się on "czyste niebo". Końca "totalnego sztormu" takie czyszczenie nieba nie przybliża.