Polska - wspólniczka
Hitlera
Wacław
Radziwinowicz (Moskwa) Bartosz T. Wieliński
Z placu Czerwonego, na którym w sobotę
świętowano 70. rocznicę zwycięstwa,
popłynęły pojednawcze słowa pod adresem Zachodu. Ale
już nazajutrz Władimir Putin oskarżył Polskę o
współpracę z Hitlerem.
Putin
bronił, usprawiedliwiał i chwalił władze ZSRR za podpisanie
paktu Ribbentrop-Mołotow, którego wynikiem był rozbiór II
Rzeczypospolitej w 1939 r. Zdaniem rosyjskiego prezydenta Polska
współuczestniczyła w rozbiorze Czechosłowacji - a więc sama
sobie była winna losu, który ją spotkał.
Słowa te
padły na wspólnej konferencji z Angelą Merkel, która w niedzielę
przybyła do Moskwy. Niemiecka kanclerz, która jak zdecydowana
większość europejskich przywódców w związku z
zaangażowaniem Rosji w wojnę na Ukrainie odmówiła udziału w
sobotniej defiladzie na placu Czerwonym, do Moskwy przyjechała, by
złożyć wieniec na Grobie Nieznanego Żołnierza. Pani
kanclerz udało się wymigać od udziału w propagandowym
przedsięwzięciu, jakim była defilada, a jednocześnie
mogła oddać cześć radzieckim żołnierzom, którzy
polegli, walcząc z nazistowskimi Niemcami. Chwalił ją za to
moskiewski dziennik "Wiedomosti". "Merkel to wytrawny dyplomata,
przywódczyni kraju, który rozliczył się ze swoją
przeszłością", "potrafi oddzielić zachwycanie się
czołgami na defiladzie od pamięci historycznej, która każe jej
złożyć wieniec na Grobie Nieznanego Żołnierza".
Na słowa
Putina o pakcie Ribbentrop-Mołotow zareagowała od razu, choć
dość powściągliwie. - Pakt trudno zrozumieć,
jeśli nie uwzględni się tajnego protokołu do niego [który
dzielił Europę Wschodnią na strefy wpływów III Rzeszy i
ZSRR]. To było bezprawie - mówiła.
Według
świadków, wcześniej idąc pod kremlowski mur, w którym znajduje
się Grób Nieznanego Żołnierza, Merkel i Putin rozmawiali w
bardzo ożywiony sposób. Nie towarzyszył im tłumacz, Putin, który
podczas służby w KGB pracował w Dreźnie, zna niemiecki,
Merkel zaś mówi po rosyjsku.
Po ceremonii
Merkel i Putin rozmawiali w wąskim gronie podczas obiadu.
Natomiast w
sobotę w Wołgogradzie (dawnym Stalingradzie) spotkali się
szefowie dyplomacji Niemiec Frank--Walter Steinmeier i Rosji Siergiej
Ławrow. Rozmowy oczywiście dotyczyły sytuacji na wschodniej
Ukrainie. Niemcy są zaniepokojone doniesieniami, że wspierani przez
Moskwę rebelianci ostrzeliwują ukraińskie pozycje z artylerii
rakietowej, która miała zostać z Donbasu wycofana na mocy podpisanego
w Mińsku zawieszenia broni. Putin z kolei wzywał Ukraińców, by
zaczęli negocjacje z rebeliantami. Ale Kreml zamierzał też
przekonać Merkel i Steinmeiera do powrotu do dawnej przyjaźni i
zniesienia sankcji.
Jednak na umizgi
Putina, który przed rozmowami przypominał, że "Rosja i Niemcy
osiągnęły wiele, a teraz występują znane nam
problemy", Merkel odpowiedziała zwięźle, że
"cieszy się na rozmowy o integralności terytorialnej
Ukrainy". Oznacza to, że Berlin zgodę na wycofanie sankcji
uzależnia od realizacji porozumienia z Mińska. A do tego ciągle
nie doszło.
W sobotę z
Putinem rozmawiał prezydent Czech Milosz Zeman, który też nie
oglądał defilady na placu Czerwonym. Po rozmowach z rosyjskim
prezydentem oświadczył jednak, że według niego
żołnierze rosyjscy nie walczą na wschodzie Ukrainy po stronie
rebeliantów, i wyraził nadzieję, że sankcje nałożone
przez UE na Rosję wkrótce zostaną zniesione, a ona sama "w
ciągu 20 lat" stanie się członkiem Unii.
W odpowiedzi usłyszał,
że gospodarz Kremla bardzo liczy "na to, że uda nam się nie
tylko odbudować nasze relacje z Unią Europejską jako
całością, Europą Wschodnią i Czechami, ale także
je rozwinąć". Putin dodał, że "z powodu
wzajemnych sankcji wszyscy ponoszą straty i nie ma w nich niczego
dobrego".
Wcześniej,
przemawiając w sobotę na placu Czerwonym przed rozpoczęciem
wielkiej defilady, Putin wezwał przywódców światowych do
"wspólnego wypracowania systemu bezpieczeństwa dla wszystkich
państw" - systemu odpowiadającego na zagrożenia, które
niesie teraźniejszość. Tylko w takim przypadku zagwarantujemy
pokój i spokój na planecie - zapewnił prezydent.
Gospodarz Kremla
z wdzięcznością wspomniał "wkład narodów Wielkiej
Brytanii, Francji i Stanów Zjednoczonych w zwycięstwo".
Przypomniał przy tym żołnierzy radzieckich i amerykańskich,
którzy w maju 1945 r., nacierając od wschodu i zachodu, spotkali się
i bratali na Łabie. Według niego "to zaufanie i
jedność", jakie wtedy łączyły Moskwę i jej
zachodnich partnerów, "stały się naszym wspólnym dziedzictwem,
przykładem jednoczenia się narodów świata w imię pokoju i
stabilności".
Do skorzystania
ze starego wzoru pojednania Putin wzywał, występując przed 15
tys. żołnierzy, którzy zaraz po jego mowie mieli defilować przez
plac Czerwony. Na sygnał do rozpoczęcia parady, największej w
historii nowej Rosji, słuchając przemówienia, czekały też
załogi 194 maszyn bojowych i 143 samolotów wojskowych gotowe do
udziału w defiladzie.
Putina
słuchało 24 przywódców państw, którzy przyjęli zaproszenie
na obchody . Moskwa przygotowała jednak miejsce na placu Czerwonym dla 68
premierów i prezydentów. Większość zaproszonych
uroczystości zbojkotowała.
Putin starał
się sprawić wrażenie, że ten despekt specjalnie go nie
dotknął. W wywiadzie dla telewizji Rossija 1 w sobotę wieczorem
niezbyt taktownie wyznał, że na defiladzie "byli wszyscy ci,
których chcieliśmy widzieć". Wygląda na to, że Moskwa,
choć zaprosiła 68 ważnych gości, nie życzyła
sobie, by ponad 40 z nich na jej święcie się zjawiło.