Putin gra chaosem

 

Jarosław Makowski

 

22.07.2014

 

Prezydent Rosji bezczelnie gra przyzwoitego człowieka. Robi to, bo wie, że przywódcy Zachodu jak i zachodnia opinia publiczna szybko się oburzają.Ale równie szybko owo oburzenie są gotowi schować do kieszeni

 

1. Putin zna Zachód jak własną kieszeń. Wie, że nasi polityczni liderzy są przewidywalni. Ma świadomość, że cenią stabilność, dotrzymywanie umów i kompromis. Że każda decyzja - szczególnie w ramach Unii - to żmudne i czasochłonne poszukiwanie wspólnego stanowiska.

 

To wszystko wie prezydent Rosji.

 

Inaczej jest z przywódcami Zachodu. Ci nie mają pojęcia o prawdziwym obliczu Rosji. Nie wiedzą, co myśli Putin, czego najlepszym świadectwem jest stwierdzenie Angeli Merkel, że "Putin stracił kontakt z rzeczywistością". Nie mają pewności, czy umów, które prezydent Rosji z nimi zawiera, dotrzyma, czy też je zerwie. Nie są w stanie powiedzieć, czy Putin szuka porozumienia, czy - markując dobrą wolę - szykuje już konflikt. Nie są w stanie przewidzieć, co, kiedy i jak zrobi Putin, gdyż on sam chce, by był postrzegany jako lider nieszablonowy.

 

Gdy Zachód szuka harmonii i ładu, Rosja sieje chaos i nieprzewidywalność.

 

2. Owocem tej Putinowskiej strategii jest to, co dzieje się na wschodniej Ukrainie. Codzienna destabilizacja, podjazdowa wojna, przemoc i strach organizowany przez proputinowskie bojówki. Jakkolwiek okrutnie to zabrzmi, "przypadkową" ofiarą tego chaosu jest samolot pasażerski malezyjskich linii, na którego pokładzie znajdowało się blisko 300 pasażerów, w tym 80 dzieci.

 

Ta bezsensowna śmierć bogu ducha winnych ludzi wywołała na Zachodzie słuszne oburzenie. Nasi liderzy, od Baracka Obamy poczynając, a na europejskich politykach kończąc, przemówili jednym głosem: "Rosja ma zaprzestać działań wojennych"; "Sprawę ma zbadać międzynarodowa komisja"; "To ostatnia szansa Moskwy na współpracę" itd.

 

Czy Putin się przejął retorycznym wzmożeniem Zachodu? Nie. Takiej reakcji się spodziewał. Dlatego dziś odgrywa rolę współczującego, mówiąc, że "takie zdarzenia nie powinny dzielić, lecz łączyć ludzi". I ten "chaos dezinformacyjny", który Moskwa tak skutecznie praktykuje przy każdym swoim grzechu. Tu idzie o to, by winą obciążyć stronę ukraińską. Bo, jak mówił wczoraj Putin, "gdyby Ukraina 28 czerwca nie wznowiła operacji antyterrorystycznych, to do tragedii by nie doszło". Prezydent Rosji bezczelnie gra przyzwoitego człowieka, który niemal ostrzegał Zachód przed takimi konsekwencjami ukraińskiej polityki. Putin gra w ten sposób, bo wie, że przywódcy Zachodu - jak i zachodnia opinia publiczna - szybko się oburzają. Ale równie szybko owo oburzenie są gotowi schować do kieszeni.

 

Dlaczego stać nas tylko na "słomiany gniew"? Ano dlatego, że wbrew zachodniej retoryce wspólne człowieczeństwo jest tylko pięknym postulatem zachodniego rozumu. W praktyce wiemy - wie to też Putin - że cierpienie cierpieniu nierówne. Cierpienie i ból jednych, NASZYCH, jest ważniejsze od cierpienia i bólu OBCYCH, nie naszych.

 

Gdy zostaje zestrzelony nasz samolot, głównie z Europejczykami na pokładzie, panuje SŁUSZNE oburzenie. Gdy jednak w tym samym czasie rozkręca się konflikt między Hamasem a Izraelem, w którym mamy już ponad 300 ofiar, Zachód nie oburza się tak spektakularnie. Długo też przyglądał się dość biernie poczynaniom Asada w Syrii, mordującego kobiety i dzieci. Dlaczego? Bo to przecież zbrodnie, które są daleko od naszych granic. Nas wprost nie dotyczą. My wiedziemy błogie życie.

 

By pokazać dobitnie, jak nierówna jest cena cierpienia tych samym przecież, obdarzonych godnością i prawami, istot ludzkich, załóżmy na chwilę, że nad wschodnią Ukrainą rosyjscy separatyści strącają samolot amerykańskich linii lotniczych, gdzie większość pasażerów to Amerykanie. Albo że separatyści trafiają w samolot Lufthansy. Większość pasażerów to Niemcy, a nie - jak to ma miejsce teraz - Holendrzy. Czy oburzenie Zachodu byłoby jeszcze większe? Czy na Putina posypałyby się ostrzejsze sankcje i groźba izolacji? Czy Berlin i niemieccy obywatele nadal popieraliby handel z Moskwą, bo ludzie są ważni, ale gospodarka ważniejsza?

 

Dopóki przywódcy Zachodu będą pokazywać, że cierpienie jest stopniowalne, że gdy cierpienie spotyka naszych, reagujemy szybciej, oburzamy się głośniej, dopóty rozmaitej maści dyktatorzy mogą spać spokojnie. Na czele z Putinem. Próżna też nadzieja, że Rosjanie sami się w końcu przebudzą. Putin dobrze zrozumiał słowa Stalina, które w Rosji wciąż zdają się mieć moc organizowania zbiorowej wyobraźni. Stalin powiadał: "Kto pozbawia życia jedną osobę, jest mordercą. Kto zabija kilka osób, jest gangsterem. Obłąkany polityk, który wysyła na śmierć tysiące, jest bohaterem". Putin w Rosji jest bohaterem.

 

Mając tę świadomość, tym bardziej dziś, w podzielonym i pluralistycznym świecie, trzeba powtarzać, że jest coś, co jest wspólne wszystkim ludziom. Tym czymś jest cierpienie, którego nie da się zrelatywizować, sprowadzić do partykularnej tylko zasady. Człowiek cierpiący nie ma koloru skóry, poglądów politycznych, płci czy wyznania religijnego. Ma tylko cierpienie.

 

To prawda, że - jak mówi teolog Johann B. Metz - „autorytet cierpiących” jest „słabym” autorytetem. Zarazem jest to dziś jedyny autorytet, jaki „pozostał nam jeszcze w naszym zglobalizowanym świecie. Jest on jednak w tym sensie » mocny «, że ani religijnie, ani kulturowo nie można go ominąć”. Jeśli tak, to człowiekowi cierpiącemu musi się podporządkować każdy rozum, każda etyka, każda polityka. Cóż nam bowiem po rozumie, etyce czy polityce, jeśli są one ślepe na krzyk ofiar i ból cierpiących?

 

3. Sęk w tym, że Zachód wyćwiczył się w cynizmie. Wprowadził do polityki cynizm jako główną zasadę działania. To w imię cynizmu Zachód prowadzi interesy z dyktatorami, którzy torturują i mordują swoich współobywateli. To cyniczny rozum podpowiada naszym liderom, by przymykać oko na łamanie przez Putina praw człowieka czy umów międzynarodowych, gdyż potrzebujemy rosyjskiego gazu. To cynizm polityczny pcha nas do wojen, jak ta w Iraku, którą wygrywamy szybko, by potem przegrać pokój, co dziś staje się brutalnym faktem.

 

Czym zatem my, tak zwany Zachód, różnimy się od nich, Putina i jego zgniłego rosyjskiego imperium? O ile Putin postrzega i zarządza swoją polityką poprzez chaos, o tyle Zachód postrzega ją i praktykuje poprzez cynizm. Chaos prowadzi do ślepej przemocy, cynizm do banalnej obojętności.

 

Efektem chaosu jest zestrzelenie pasażerskiego samolotu. Śmierć niewinnych. Ale też symptom strategii: putinowski chaos to metoda, by destabilizować Ukrainę. Trzymać ją w ciągłej niepewności, drżeniu i wewnętrznym dygocie. Putin ma czas, a chaos, by siać spustoszenie, potrzebuje czasu. Tyle że - i to zła wiadomość dla Zachodu - chaos sprawia, że rzeczywistość wymyka się spod kontroli. A wtedy jego ofiarą może być każdy. Tak jak "przypadkowymi" ofiarami stali się pasażerowie lotu MH17. Witajcie w putinowskim świecie niepewności, w którym nigdy nie wiesz, kiedy i ty staniesz się "przypadkową ofiarą".

 

Owocem cynizmu jest dążenie za wszelką cenę do spokoju. Nasi liderzy, im bardziej radykalni będą w retorycznym oburzeniu, tym mniej radykalni w praktycznym działaniu wobec Moskwy. Biznes, jaki Zachód robi z Putinem, nie lubi niestabilności. Mało, obywatele zachodnich społeczeństw po pierwszym gniewie na Putina szybko schłodzą swoje emocje i zapomną o złości. Ten słuszny gniew złagodzi urlop, którego przecież nie możemy odwołać, bo zaczyna się "święty sierpień". Zakupy, które przecież musimy zrobić, bo są wyprzedaże. Zaplanowane rozrywki, z których nie możemy zrezygnować, bo życie bez nich byłoby nie do zniesienia. Nim zdążą zwiędnąć kwiaty przed ambasadami Holandii, dziś tak ochoczo przez nas składane, gniew zostanie spacyfikowany koniecznością powrotu do swoich drobnych przyjemności i spraw do załatwienia niecierpiących zwłoki.

 

Źle ma się Zachód, jeśli na putinowski chaos odpowiada cynizmem. Jeśli my, ludzie Zachodu, mamy resztki rozumu i przyzwoitości, powinniśmy wrócić do naszego idealizmu, który głosi, że godność jest wspólna wszystkim istotom ludzkim. I że cierpienie niewinnych jest zawsze skandalem. Przed cynizmem, który toczy dziś nasze umysły i serca niczym nowotwór, może nas uratować tylko nasz zapomniany idealizm.

 

Jarosław Makowski - filozof, redaktor naczelny kwartalnika "Instytut Idei" i dyrektor związanego z PO Instytutu Obywatelskiego. Ostatnio opublikował "Wariacje Tischnerowskie" (2012)