Judasz, który sprzedał Amerykę
Mariusz Zawadzki
2012-07-02
Konserwatywny sędzia Roberts nominowany przez George'a W. Busha w czwartek niespodziewanie skumał się z czwórką sędziów liberalnych, skutkiem czego znienawidzona reforma Obamy została uratowana stosunkiem głosów pięć do czterech.
Zdrajca, to jeden z łagodniejszych epitetów, jakim określany jest przewodniczący sądu najwyższego John Roberts po wyroku w sprawie reformy ubezpieczeń zdrowotnych Baracka Obamy. W prawicowych talk-show spikerzy wściekają się przed mikrofonami, pokrzykują gromko i wpadają w histerię tak ekspresyjnie, że niemal słychać, jak na antenie rwą sobie włosy z głów (mogą to być, przyznaję od razu, omamy słuchowe, bo np. największy radiowy guru Ameryki jest łysy).
A wszystko dlatego, że konserwatywny sędzia Roberts nominowany przez George'a W. Busha w czwartek niespodziewanie skumał się z czwórką sędziów liberalnych, skutkiem czego znienawidzona reforma Obamy została uratowana stosunkiem głosów pięć do czterech. Zdrada miała miejsce podczas najważniejszej sesji sądu najwyższego przynajmniej od 2000 roku, kiedy decydował on o wyniku wyborów prezydenckich.
Kongresmen z Indiany Mike Pence ogłosił, że czwartkowy wyrok jest dla Ameryki równie tragiczny jak zamachy 11 września (za co później przepraszał na piśmie). Święta wolność Amerykanów została zrujnowana przez tzw. indywidualny mandat: już niedługo wszyscy będą musieli wykupić ubezpieczenie zdrowotne albo płacić karę w wysokości 2,5 proc. swoich rocznych dochodów!
Indywidualny mandat nie ogranicza wolności prawicowych spikerów radiowych, którzy mają dość pieniędzy i naturalnie są ubezpieczeni. Nie szkodzi też najbiedniejszym, którzy będą przy zakupie polisy dotowani przez państwo. Indywidualny mandat uderza w klasę średnią, lub raczej nisko-średnią, czyli w ludzi, którzy jakoś wiążą koniec z końcem, ale nie chcą się ubezpieczać, żeby oszczędzić kilkaset dolarów miesięcznie. To tacy właśnie ryzykanci z klasy nisko-średniej składają się na blisko półtora miliona Amerykanów, którzy co roku bankrutują, ponieważ zapadają na ciężką, przewlekłą chorobę i muszą się leczyć za własne pieniądze.
Tak, to nie pomyłka: w USA półtora miliona ludzi co roku traci wszystko, co mieli, żeby ratować życie lub zdrowie. Prawicowi spikerzy radiowi mają tym nieszczęśnikom do powiedzenia tyle, co pewien podpalacz powiedział na koniec najlepszego (moim zdaniem) filmu w historii polskiego kina: "No, panie Borowiecki, trzeba się było ubezpieczyć!". Jego akcja rozgrywa się w XIX wieku w Łodzi, w pionierskich czasach kapitalizmu, które amerykańska prawica wspomina z nostalgią, podobnie jak wspierający ją prawicowi amerykańscy miliarderzy, słusznie przeczuwając, że w tamtych realiach mogliby zgromadzić jeszcze więcej miliardów.
Główny argument przeciwko indywidualnemu mandatowi jest taki, że państwo zmusza ludzi, żeby kupili jakiś produkt (w tym przypadku ubezpieczenie). "Czy rząd może zmusić mnie, żebym kupował brokuły?" - pytał sędzia Antonin Scalia, jeden z reprezentantów zdrowego, prawicowego jądra w sądzie najwyższym. Zdradziecki sędzia Roberts uznał, że państwo nie może zmuszać, to byłoby sprzeczne z konstytucją, ale może nałożyć podatek w przypadku, kiedy obywatel produktu nie kupi. A to nie jest żadne zmuszanie. Obywatel sam może wybrać, co woli: produkt czy podatek.
Czwórka przegłosowanych sędziów napisała w głosie odrębnym, że "sędzia Roberts uprawia żonglerkę słowną w najgorszym stylu sofistów". Istotnie, argumentacja Robertsa jest dosyć pokrętna.
Z drugiej strony trzeba zauważyć, że kara w postaci podatku za nieubezpieczenie się - statystycznie rzecz biorąc - jak najbardziej się należy. Jest w Ameryce powszechną praktyką, że ludzie nieubezpieczeni, kiedy tylko bardziej zachorują, jadą na ostry dyżur, gdzie są przyjmowani, nawet jeśli nie mają pieniędzy. Jeśli nie można od nich wyegzekwować zapłaty, płaci miasto, stan lub rząd federalny. Czyli płaci podatnik. A zatem podatek za nieubezpieczenie już istnieje - tylko, że jest ukryty i płacą go wszyscy Amerykanie, ubezpieczeni czy nieubezpieczeni.
Pozostaje zagadką, czemu prawica, która tak nastaje na wolność jednostki i odpowiedzialność za własne decyzje, upiera się za utrzymaniem systemu, w którym wszyscy muszą płacić za darmowe leczenie cwaniaków na ostrych dyżurach. Reforma Obamy jest bardziej uczciwa: przynajmniej nakłada na cwaniaków 2,5 proc. kary.
Oczywiście najbardziej uczciwie byłoby, gdyby ludzi bez pieniędzy w ogóle nie leczyć i gdyby zdychali przed szpitalami jak zwierzęta. Niestety, na całkowitą sprawiedliwość w dzisiejszych czasach nie można już liczyć.