Pętla wokół Iranu
Mariusz Zawadzki
2010-04-02
Amerykanie osaczają Iran. Zmuszają kolejne światowe
koncerny, by nie handlowały z Teheranem.
Nowa strategia już przynosi lepsze efekty niż
sankcje ONZ
Od
siedmiu lat Waszyngton bezskutecznie próbuje powstrzymać irański
program atomowy, forsując
sankcje w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Po miesiącach żmudnych konsultacji są
one zwykle przyjmowane, ale
tylko w wersji symbolicznej, pozbawionej większego znaczenia.
Rozwodnienie sankcji wymuszają
Rosja i Chiny,
dwaj stali członkowie Rady z prawem weta, które
prowadzą z Iranem własne interesy. Rosjanie budują mu elektrownię atomową i sprzedają broń, a Chińczycy kupują irańską ropę i eksploatują irańskie złoża
ropy oraz gazu.
Dlatego administracja prezydenta Baracka Obamy, choć nie rezygnuje z prób przekonania Moskwy i Pekinu
do nowych sankcji, otworzyła kolejny front w zimnej wojnie z Iranem - od
miesięcy cierpliwie, po cichu dyskutuje
ze światowymi koncernami. Amerykanie mają w ręku mocny argument: w ostatniej dekadzie handlujące z Teheranem firmy uzyskały od
rządu USA kontrakty i zwolnienia z podatków warte w sumie 108 mld dol. Teraz przedstawiciele rządu tłumaczą im, że muszą
wybierać - interesy z Ameryką albo z Iranem.
I jak się można
spodziewać, koncerny najczęściej wybierają
to pierwsze. - Wycofujemy się
z projektu eksploatacji złóż ropy w irańskim
Anaran - ogłosił tydzień temu Leonid Fedun, wiceprezes rosyjskiego giganta naftowego Łukoil. - Nie jesteśmy go w stanie kontynuować ze względu na groźbę
amerykańskich sankcji.
Tego
samego dnia prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew mówił, że "sankcje przeciw Iranowi to nie najlepsza opcja". Ale Łukoil chce budować wielką rafinerię w USA,
ma tam też - razem z
ConocoPhillips - sieć 1,6
tys. stacji
benzynowych.
Łukoil jest kolejnym koncernem, który ugiął się pod amerykańską presją. Waszyngton szczególnie celuje
w firmy, które sprzedają Iranowi benzynę. Wprawdzie
Iran ma trzecie co do wielkości
złoża ropy naftowej
na świecie,
ale jego przestarzałe rafinerie nie są
w stanie przerabiać jej na benzynę.
W efekcie Teheran musi importować 40 proc. zużywanej w kraju benzyny. Analitycy są zgodni
- to najczulszy punkt reżimu ajatollahów.
W grudniu Izba Reprezentantów
Kongresu USA przegłosowała
ustawę o karach dla firm, które sprzedają Iranowi benzynę. Jeszcze nie weszła
ona w życie, bo Senat
wprowadził poprawki i obie izby
uzgadniają teraz wspólną wersję prawa, co przeciąga się podobno ze względu na naciski Białego
Domu.
Administracja Obamy waha
się, bo
ustawa wywołuje protesty sojuszników. W liście do Białego Domu skrytykowała ją m.in.
szefowa dyplomacji
Unii Europejskiej Catherine
Ashton: "Jesteśmy głęboko
zaniepokojeni ustawą, która narzuca prawo
amerykańskie innym krajom, co jest sprzeczne z wcześniejszymi ustaleniami między USA i Unią".
Amerykańskie kary, choć
nie są
jeszcze prawem, już wywołują popłoch. Na początku marca największy na świecie
handlarz paliw Vitol (koncern z siedzibą w Szwajcarii) ogłosił, że od 1 stycznia
nie podpisuje nowych kontraktów z Iranem, a obecne dostawy benzyny są wypełnieniem wcześniejszych umów.
Równolegle podobne oświadczenie
wydał Royal Dutch Shell, a dziennik
"Financial Times" donosił, że benzyny nie sprzedają Iranowi też inni potentaci - trzeci sprzedawca paliw na świecie
Trafigura (z siedzibą
w Holandii) i szwajcarski Glencore. Choroba rozszerza się już zresztą na
inne sektory gospodarki - w marcu międzynarodowy producent kompresorów i systemów
chłodzących Ingersoll-Rand zakończył współpracę
z Iranem i nakazał to swoim firmom-córkom. - Wychodzimy z gry w Teheranie, dopóki nie zmieni
się tamtejszy reżim - oświadczył
rzecznik firmy.
Eksperci uważają, że
Iran zawsze znajdzie kogoś, kto sprzeda mu benzynę - np. na rynkach
azjatyckich. Ale mniejszym kontrahentom będzie musiał zapłaci
więcej. Ze światowych potentatów benzynę do Iranu dostarczają jeszcze kuwejcki IPG (to 25 proc. irańskiego importu), francuski Total i malezyjski Petronas.
Władze w Teheranie odczuwają więc już skutki benzynowych sankcji. 21 marca rząd zmniejszył z 80 do
60 l miesięczny przydział
taniej, bo
dofinansowywanej benzyny dla kierowców (litr kosztuje równowartość
30 gr). Po zużyciu tego limitu kierowcy
muszą kupować paliwo po 1,15
zł, co i tak jest oczywiście ceną mocno dotowaną przez państwo.
Irański parlament przygotował plan stopniowego
zniesienia dotacji do benzyny, żywności i energii elektrycznej,
które pochłaniają
rocznie dziesiątki miliardów dolarów. Jest to niezbędne, by nieefektywna irańska gospodarka mogła stanąć na nogi,
ale z drugiej strony - jest
niezwykle ryzykowne dla reżimu. Zaciskając pętlę sankcji, Amerykanie liczą, że zmuszą ajatollahów do ustępstw lub nawet - w krańcowym
przypadku - przyczynią
się do ich upadku.
Sytuacja w Iranie jest bardzo niespokojna od lipca
2009 r., kiedy w wyborach prezydenckich, uznanych przez opozycję za sfałszowane, wygrał twardogłowy prezydent Mahmud Ahmadineżad.
W rozpędzanych przez policję ulicznych demonstracjach zginęły dziesiątki
ludzi. Strach pomyśleć, co będzie
się działo, jeśli narzekający na brak wolności Irańczycy dowiedzą się jeszcze, że czekają ich drastyczne podwyżki.