Wybuch jądrowy nieunikniony
Bartosz Węglarczyk
2010-04-08
Mam
nadzieję, że Obamie uda się zdziałać jak
najwięcej w sprawie rozbrojenia nuklearnego. Realnie jednak świat
powinien przygotowywać się na bardziej prawdopodobny scenariusz:
że ktoś gdzieś przypadkiem lub celowo użyje broni
nuklearnej, lub przynajmniej tzw. brudnej bomby, czyli konwencjonalnego
ładunku z dołączonym materiałem nuklearnym.
Szkoda, że
Barack Obama nie został prezydentem USA kilkadziesiąt lat temu.
Dziś bowiem jego idea świata bez broni nuklearnej jest nierealna. Co
gorsza - jest prawdopodobne, że broń nuklearna zostanie któregoś
dnia ponownie użyta.
Najlepszym
momentem powstrzymania wyścigu nuklearnego były lata tuż po II
wojnie światowej, po horrorze, jakim było użycie bomb atomowych
w Hiroszimie i Nagasaki. Od lat 70. nadziei na świat bez bomby już
nie było. Dziś to mrzonka. Piękna, ale tylko mrzonka.
A. Q. Khan, szef
pakistańskiego programu nuklearnego, latami sprzedawał kompletne
zestawy do budowy bomby każdemu. Wiedzę, technologię i
specjalistów Khana kupili m.in. Irańczycy i Koreańczycy z
Północy. Rosyjscy naukowcy nuklearni po upadku ZSRR zaczęli w
poszukiwaniu pracy rozjeżdżać się po świecie - od
Iranu i Korei Płn. po RPA. Przez kilka lat postradzieckiego chaosu nikt
ich nie pilnował, mało kto sprawdzał, co i dla kogo robią.
Od kiedy Zachód
wraz z Rosją zaczęły ten chaos opanowywać, kilka krajów -
m.in. RPA i Brazylia - zrezygnowało z ambicji nuklearnych. W tym czasie
jednak Korea Płn., Indie oraz Pakistan bomby zbudowały, Izrael
zaś swój arsenał nuklearny unowocześnił i rozwinął
m.in. o możliwość wystrzeliwania ładunków jądrowych z
okrętów podwodnych. Kilka innych krajów, m.in. w rejonie Zatoki Perskiej i
w Afryce Północnej, zaczęło o budowie bomby myśleć.
Dziś
technologia nuklearna jest droga, ale dość powszechnie dostępna.
Kilka krajów swobodnie nią handluje - głównie dla pieniędzy, ale
także z powodów ideologicznych. Wiele krajów uważa, że
mając bombę zapewniają sobie bezpieczeństwo przed
agresją. To, czy te obawy są słuszne (a w przypadku np. Korei
Płn. są wyłącznie przejawem paranoi oszalałego
reżimu), to zupełnie inna kwestia.
Pomysł Obamy
na świat bez broni nuklearnej jest piękny i słuszny, ale
nierealny. Sam Obama zresztą to przyznaje - ma to być raczej cel, do
którego świat powinien dążyć, ale którego raczej nie
osiągnie. Nadal będzie przybywać państw, które posiadają
broń nuklearną. Aby powstrzymać np. Koreę Płn. przed
budową arsenału nuklearnego, trzeba by obalić koreański
reżim. Nie ma jednak sensu rozwodzić się nad plusami i minusami
takiego rozwiązania siłowego, bo jest to dziś scenariusz
całkowicie nierealny.
Mam
nadzieję, że Obamie uda się zdziałać jak
najwięcej w sprawie rozbrojenia nuklearnego. Realnie jednak świat
powinien przygotowywać się na bardziej prawdopodobny scenariusz:
że ktoś gdzieś przypadkiem lub celowo użyje broni
nuklearnej, lub przynajmniej tzw. brudnej bomby, czyli konwencjonalnego
ładunku z dołączonym materiałem nuklearnym.
Świat
będzie potrzebował wówczas sprawnego systemu ratunkowego - zarówno w
sensie dosłownym, jak i politycznym. Każdy kraj zaatakowany
bronią masowego rażenia uważa bowiem maksymalnie niszczący
odwet za odpowiedź w takiej sytuacji naturalną i niemal
automatyczną. Międzynarodowa społeczność powinna
być na taką ewentualność przygotowana i powinna mieć
gotowy mechanizm niedopuszczenia do takiej morderczej dla naszej planety
eskalacji.