Rotfeld o apelu do Obamy: Nic o nas bez nas
By Rozmawiał
Paweł Wroński
2009-07-17
Chcielibyśmy, aby Stany
Zjednoczone traktowały
partnerów poważnie. Nie jesteśmy np.
przeciwko renegocjacji umowy o tarczy antyrakietowej, nawet z Rosjanami, ale wówczas trzeba mieć na uwadze
Polskę i Czechy
Paweł Wroński: Jest pan autorem studium, które stało się podstawą apelu wybitnych polityków europejskich do prezydenta Baracka Obamy. W czwartek został przedstawiony na konferencji
w Waszyngtonie. Czy stosunki między Europą Środkowo-Wschodnią
i USA są
tak złe, że trzeba apelować o ich poprawę?
Adam D. Rotfeld:
- Po pierwsze, jestem jednym z sześciu autorów z krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Kilka miesięcy temu postanowiliśmy się zastanowić jak wyglądają relacje między naszą częścią Europy a
USA. Na początku lipca pojawiła się idea, aby z tego opracowania powstał list, który zostanie przedstawiony prezydentowi Barackowi Obamie. Tu nie chodzi o apelowanie, lecz zasygnalizowanie pewnych problemów.
Po 20 latach
i zmianach, zapoczątkowanych w Polsce poprzez Okrągły Stół i pierwszy
niekomunistyczny rząd,
po wejściu do NATO i Unii Europejskiej
nie tylko zmieniła się sytuacja krajów
tej części Europy, ale spojrzenie na nich zza
Atlantyku. Stany Zjednoczone postrzegają
politykę globalnie.
Z ich puntu widzenia problemem jest: Irak, Afganistan, Iran, Korea, Bliski Wschód. Europa, a szczególnie Europa Środkowo-Wschodnia problemem
być przestała.
Staliśmy się "normalną"
częścią świata,
czyli tą, która budzi mniej
zainteresowania. To z kolei w społeczeństwach
rodzi poczucie lekceważenia.
To znaczy, że jesteśmy ofiarami własnego sukcesu. I jesteśmy tym
rozczarowani?
- Nie
o to chodzi. W czasach, gdy wiele problemów
polityki jest trywializowanych,
zamierzamy rozpocząć
debatę na
temat stosunków USA - Europa Środkowo-Wschodnia. Bo nasza część
Europy ma problemy, co prawda już trochę innej niż przed laty natury, ale ma. Są to sprawy z jednej strony związane z kryzysem gospodarczym, a z drugiej - z przebudową instytucji transatlantyckich w związku choćby z nową koncepcją strategiczną NATO. Do tego
dochodzi pewna nerwowość widoczna szczególnie wśród mniejszych członków NATO na wspomnienie
konfliktu z Gruzją.
Istotne jest także, że obecnie do władzy dochodzi nowe pokolenie polityków. To są
ludzie, którzy nie pamiętają totalitaryzmu, nie pamiętają lat walki o wolność. Oni tę wolność po prostu mają
i zawsze mieli. Dlatego inaczej podchodzą do pewnych problemów. Chcemy, by polityka nadal była tworzona wokół wartości, które były cenne dla przeszłego
pokolenia.
Barack Obama jest właśnie
przedstawicielem takiego pokolenia. Na czym polega ta "różnica"?
- Podam
przykład. Jest wielu polityków, szczególnie młodszego pokolenia, którzy sprawy dostaw
energii traktują w kategoriach biznesowych. Komuś opłaca się kupić, a komuś opłaca się sprzedać. Tymczasem z naszego punktu
widzenia relacje dotyczące dostaw energii to nie tylko biznes, ale sprawa suwerenności narodowej.
Ten list nie
jest wyrazem frustracji. Z nową administracją amerykańską wiązane
są wielkie
nadzieje. Dla nas relacje ze
USA są wielką wartością, którą trzeba chronić i o której trzeba pamiętać.
Nasze "uprzywilejowane"
stosunki z USA wynikały
z tego, że część państw europejskich nie podzielała amerykańskiej
koncepcji co do Iraku.
- Nie
jesteśmy zawiedzeni z tego powodu, że
obecnie Europa ma wspólne stanowisko z administracją amerykańską
w sprawie polityki wobec Bliskiego Wschodu. Nie pamiętam
polskich wypowiedzi, które by wówczas chwaliły ten stan.
Sam mówiłem jak fatalna byłaby
sytuacja, gdyby Polska musiała wybierać między Stanami Zjednoczonymi, a Unia Europejska.
W tekście listu znajduje się passus, że sprawa tarczy antyrakietowej
może być sprawdzianem intencji USA wobec tej części
Europy. Po wizycie w Moskwie
prezydenta Obamy, który próbuje poprawić
relacje z Rosją, to brzmi jak obawa,
wręcz wyrzut.
- To nie
tak. Chcielibyśmy, aby niezależnie od tego,
czy ta instalacja
ma militarne znaczenia czy nie Stany
Zjednoczone traktowały
partnerów poważnie. Tu wszyscy się zgadzamy, choć autorów raportu różni podejście do samej tarczy, i
w tej sprawie nie ma zgodności wśród państw Europy Środkowo-Wschodniej.
Zakładamy jednak, że
jeżeli złożona
została obietnica, to należy jej dotrzymać.
Nie jesteśmy przeciwko renegocjacji umowy o instalacji. Można renegocjować nawet z Rosjanami, ale wówczas trzeba mieć na uwadze
Polskę i partnerów. Nic o nas
bez nas.
Ja sam uważam, że jeżeli powstałby taki globalny system, to najlepiej z Rosją. Dochodzi sprawa tego dodatkowego zobowiązania - instalacji w Polsce baterii rakiet Patriot. Wszyscy mamy świadomość, że nie ma to znaczenia militarnego, ale ma znaczenie symboliczne. My to wiemy, wiedzą
Amerykanie i Rosjanie. Ale skoro jest to zobowiązanie o charakterze symbolicznym, tym bardziej trzeba go dotrzymać.
W jaki
sposób administracja USA miałaby wykazać, że przykłada wagę do relacji z Europą Środkowo-Wschodnią?
Poprzez wizytę prezydenta Obamy?
- To byłoby
miłe, ale ja
bym nie przeceniał
takich jednostkowych zdarzeń z gatunku politycznego PR. Należy powstrzymać erozję relacji ze Stanami
Zjednoczonymi na niższym poziomie. Na przykład na
poziomie relacji między instytucjami, relacji międzyludzkich. Proszę zwrócić uwagę, że od pewnego
czasu Polska znalazła się w "innej" kategorii krajów i zawieszone
zostały liczne programy stypendialne. Młodzi Polacy studiują więc we Francji, Niemczech, Wielkiej Brytanii.
Inna kwestia - sprawa wiz. Rozumiem, w Polsce od
pewnego czasu ten problem przestał interesować opinię publiczną, bo Polacy jeżdżą
gdzie indziej i ta upokarzająca
sytuacja trwa. Ja rozumiem,
że to nas przestało interesować, ale
boli mnie, że przestało to interesować administrację
Stanów Zjednoczonych, która niewiele robi ty to zmienić.
Ideę zawarte w
liście poparł w czwartek prezydent Lech Kaczyński.
- Bardzo
się z tego cieszę. Waszyngtońską konferencję prowadził
w czwartek wieczorem znany przyjaciel Polski Ron Asmus, którego znajomość z polskimi politykami zajmowała niedawno uwagę prezydenta, a którego prezydent osobiście nie zna. Kiedyś Asmus powiedział, że chciałby, aby prezydent zaprosił,
go na wspólną
kolację. Nie wykluczam, że do tego dojdzie.
Paweł Wroński